Anatomia Mocy. Podcast | 1: Slow fashion vs szybka moda. Czego sieciówki ci nie powiedzą

Każdego dnia mijamy różne sklepy – mniejsze i większe. Okazuje się, że wielkość nie ma znaczenia, bo nawet niewielki sklep może należeć do sieciówki. Kupujemy tam ubrania za kilkadziesiąt złotych. Wszyscy to robimy, ale czego tak naprawdę nie wiemy? Co ukrywają przed nami sieciówki? Monika Szymor, z którą rozmawiam w pierwszym odcinku „Anatomii Mocy”, odpowiada, że sieciówki ukrywają przed nami dosyć wiele. Monika Szymor jest łódzką projektantką mody, właścicielką marki SheMore i autorką książki „Slow fashion”. Dlaczego warto nas posłuchać?
  • Zrozumiesz, czym jest slow fashion i dlaczego warto podejść do tego tematu z troski o siebie.
  • Poznasz sposób, jak za małe pieniądze budować garderobę marzeń i na własną miarę.
  • Nakierujesz myśli na to, jak żyć w zgodzie ze sobą.
  • Na koniec może odkryjesz własną moc sprawczą, bo małe codzienne kroki są początkiem większych rzeczy. Świadomość to pierwszy krok do mocy.
🎙️ „Anatomię mocy” prowadzi Sylwia Chrabałowska
📍 Transkrypcje: www.mockobiet.eu
💜 Wspieraj Fundację Moc Kobiet na Patronite www.patronite.pl/mockobiet
🔔 Subskrybuj kanał „Anatomia Mocy” na swojej podcastowej platformie lub na You Tube, by nie przegapić kolejnych odcinków!
– – – 
  • 8.11.2025: #2 Rzecz o sprawczości i przyszłości – program F.O.R.C.E. w żeńskim areszcie śledczym w Bydgoszczy 
  • 15.11.2025: #3 Czy na etacie można robić wartościowe rzeczy, które mają dla nas sens?

Cześć, tu Sylwia z podcastu „Anatomia Mocy”. Mój wzór na moc to suma intencji i konsekwentnego działania oraz czasu, systemów narzędzi i regeneracji. Uznałam, że nadszedł czas, abym zaczęła o tym mówić w eterze.

Poza tym dam ci rozmowy z ludźmi, których historie mogą stać się bliskie, inspirujące albo skłaniać do refleksji. Ty z kolei daj mi swój punkt widzenia, bo sensem naszego współistnienia jest wzajemne wsparcie, żeby nie stać w miejscu. Życie to ruch. Rusz zatem ze mną. Poznajmy razem „Anatomię Mocy”.

Startujemy pierwszego listopada dwa tysiące dwudziestego piątego roku. Od dziś co tydzień w każdą sobotę o pierwszej jedenaście odkrywa się kolejny odcinek. W ten sposób chcę pogodzić potrzeby nocnych marków i porannych skowronków. Każdy odcinek „Anatomii Mocy” ma zapis pełnego toku rozmowy. Zapis toku rozmowy masz na tej stronie blogowej Fundacji Moc Kobiet. Jeśli z kolei mowa o Fundacji Moc Kobiet, to koniecznie odnajdź nas na Patronite i dołącz do wirtualnego wolontariatu.

Dzisiaj poznajemy Monikę Szymor, łódzką projektantkę mody. Rozmawiamy o slow fashion o szybkiej modzie – o tym, czego sieciówki ci nie powiedzą. Za tydzień opowiem ci o projekcie FORCE, który realizuję w żeńskim Areszcie Śledczym w Bydgoszczy. Tymczasem teraz powróćmy do dzisiejszego pytania: powolna moda czy szybka moda? Czego nam nie powiedzą sieciówki, powie nam MS: ze SheMore. Zapraszam do słuchania.

Dzień dobry, Moniko.

Monika Szymor (MS): Dzień dobry. Sylwia, dzień dobry wszystkim słuchaczom i słuchaczkom.

SC: Moniko, każdego dnia właściwie – obok naszych przystanków, domów, szkół, miejsc pracy – mijamy różne sklepy, sklepy mniejsze i większe. Okazuje się, że nie zawsze ma znaczenie wielkość, bo może to być niewielki sklep, a jednak może on należeć do tak zwanej sieciówki. Zatem właściwie dosyć często wchodzimy do „sieciówek”. Kupujemy tam różne rzeczy, przedmioty dekoracyjne, ale też ubrania – za kilkadziesiąt złotych. Wszyscy to robimy, ale właściwie czego my tak naprawdę nie wiemy? Co ukrywają przed nami sieciówki?

MS: Powiedziałabym, że dosyć wiele.

Bo to, co prezentują sieciówki na wystawach, to z reguły są bardzo ładne sety zestawy. Fajne rzeczy, które przyciągają wzrok i od razu uruchamiamy w sobie potrzebę: „O jejku, muszę to mieć”; „Jejku. jakie to jest fajne”; „Byłoby super, gdybym mogła w tym chodzić”.

W ogóle się jednak nie mówi się, że pod całym płaszczykiem właśnie tego piękna, które nam się przecież należy, bo żyjemy w takich czasach, w których hedonistyczne podejście jest bardzo popularne, więc nie myślimy o tym – nie wiadomo tak naprawdę – z jakich surowców wykonano daną odzież.

Gdzie te rzeczy zostały wyprodukowane? Kto je uszył, w jakich warunkach i za jakie wynagrodzenie? Czyli pomijamy w ogóle aspekt całej produkcji, pochodzenia danej rzeczy, tylko skupiamy się na tym, że coś fajnie wygląda. Patrzymy na cenę, że im niższa, tym lepsza i to często dla nas znaczy, że jest okej.

SC: Czyli to jest taka niewinna transakcja? Wydaje się, że po prostu kupujemy sobie chwilę szczęścia. A tak naprawdę przykładamy swoją rękę do… Według Ciebie – do czego?

MS: Do wszystkiego.

SC:  Czym jest to wszystko? Mówiłaś właśnie, że widzimy piękne sety, czyli zestawy, które gdzieś tam są proponowane na witrynach czy po prostu na manekinach i cóż złego jest w tym, żeby kupić sobie nowy sweter na jesień, skoro ten z ubiegłego sezonu naprawdę wygląda już słabo, nie prezentuje się i wręcz wstyd jest w nim pójść na zebranie, czy do pracy, czy do szkoły po dziecko. Wygląda po prostu słabo ani nie zachowuje nawet fasonu. Ma jakieś zmechacone grudki. Zatem właściwie nie mamy wyjścia i musimy kupić ten nowy sweter.

MS: Mówisz właśnie o kwestii jakości, a tej najczęściej nie znajdziemy w sieciówkach.
Rzeczy naprawdę często ładnie prezentują się na wieszakach czy na manekinach, ale właśnie w użytkowaniu już jest o wiele gorzej. Jeżeli kupujemy model, który jest słabej jakości, to to się po prostu nie sprawdzi. Za rok trzeba będzie kupić kolejny. Często jest tak, że cena jest głównym wyznacznikiem dla decyzji zakupowej i patrząc na nią, wybieramy daną rzecz, ale nie myślimy o tym, czy rzeczywiście nie będzie ona droższa.

Jest taki schemat: kupujemy => pierzemy i okazuje się, że po praniu rzeczy nie nadają się do użytku, więc znowu kupujemy i pierzemy, i znowu się okazuje, że rzeczy nie nadają się do użytku. Ile można?

SC: A czy jest w ogóle możliwe, aby nowe ubrania nie były od razu do wyrzucenia? Ale wytrzymały kilka sezonów? W czym jesteśmy winni? Kupujemy ubranie. Jeżeli ono wygląda źle, to przestajemy się w nim dobrze czuć i po prostu musimy wymienić je na nowe.

MS: To zrozumiałe, że jeżeli źle się czujemy w rzeczy, to chcemy ją wymienić na taką, która będzie dobrze wyglądała. Ale tu musimy zauważyć jedną kwestę. Dlatego w latach dziewięćdziesiątych XX w. powstała idea slow fashion i to ona uwypukla, jak bardzo różni się od fast fashion.
Praktycznie wszystkie sieciówki nastawione są na zysk. Dla nich produkcja z jak najtańszych surowców materiałów jest najistotniejsza. Często są to wyłącznie syntetyki, niekiedy mieszanki z naturalnymi surowcami, jak bawełniana czy len, czy też zimą producenci ci zastosują odrobinę wełny. Ale to nie daje nam gwarancji, że ten produkt jest dobrze zrobiony. „Dobrze wykonane” oznacza ‘precyzyjne odszycie’, aby przy korzystaniu z ubrania nic się z tą rzeczą nie stało. Sieciówki szyją ubrania w różnych fabrykach. Wiemy, że firmy robią to na Dalekim Wschodzie i w Afryce, w miejscach, gdzie nie ma żadnych przepisów bezpieczeństwa, gdzie zwraca się uwagę na szybkość. W związku z tym nawet już przy krojeniu sztuki odzieży tworzy się problem. Źle są układane dzianiny, później koszulki są przekoszone czyli materiał jest zszyty krzywo z powodu krzywo wyciętych elementów, po praniu dzianina jest skręcona, czasem ma poszarpane i pofalowane szwy.
Tego się nie da odprasować i nie jesteśmy w stanie takiej rzeczy ponownie użyć. Często o słabej jakości dowiadujemy się dopiero po praniu. W idei slow fashion, całej filozofii mówiącej o tym, żeby przy kupowaniu rzeczy: sprawdzać skład, wybierać naturalne włókna, organiczne, najlepiej certyfikowane materiały, ponieważ te materiały zachowują dużo lepszą trwałość. Niszowe marki również istnieją w Polsce i naprawdę można w nich kupić rzeczy w cenach znanych z sieciówek, rzeczy ze średniej półki i na pewną będą one dobrym rozwiązaniem. Bo o tych sklepach, które mają ubrania po 10-20 zł to nawet nie chcę mówić. To jest dla mnie niewyobrażalne. Jak można takie rzeczy sprzedawać? Ile w takim razie kosztuje ich produkcja? Jak bardzo wykorzystuje się ludzi i w ogóle zasoby natury?

Powracając do slow fashion

 SC: Tak, wracając do tej idei….  Jaki moment w Twoim życiu zmotywował Cię, żeby zacząć mówić o slow fashion? Jako projektantka mody decydujesz się, że piszesz książkę, zajmujesz się również stroną edukacyjną, gdzie zamiast się skupić na projektowaniu i sprzedawaniu, to ty przechodzisz na drugą stronę i zaczynasz mówić, abyśmy byli bardziej uważni, żebyśmy patrzyli na to, co robimy. Jaki był moment przełomowy, że odkryłaś karty? Oczywiście, nie zarzucając dalej projektowania, choć to też zaczęłaś robić w nowy sposób.

MS: Przyznam, że był taki moment w moim życiu, że byłam załamana tym, co się dzieje. Nawet obraziłam się na sieciówki. Bardzo nie podobało mi się to, co działo się za kulisami. Miałam poczucie, że sama w pewien sposób się do tego przykładam. Jeżeli jako mała niszowa marka miałam trzysta pięćdziesiąt rzeczy na magazynie, to ile w takim razie miały owe sieciówki?
Na przestrzeni lat coraz więcej klientek zgłaszało się do mnie i prosiło o modyfikacje modeli: o zmianę koloru, długości rękawa, dekoltu. Jedne prosiły o kieszenie, drugie absolutnie tych kieszeni nie chciały. Moja marka przekształciła się w taką, która rzeczywiście realizuje potrzeby. W sumie zrodziła się z mojej potrzeby. Będąc w zaawansowanej ciąży, nie miałam się w co ubrać. Przytyłam wtedy prawie trzydzieści kilo i naprawdę nie miałam w czym chodzić. Jedyną opcją – bo sklepy z odzieżą dla kobiet w ciąży absolutnie nie wchodziły w grę przez fatalne fasony i materiały – było, że zaczęłam tworzyć sama.
Później przez lata, realizując tę potrzebę – i swoją, i innych kobiet – doszłam do wniosku, że jeżeli klientka przychodzi do mnie i ja ją edukuję. Tłumaczę: „Słuchaj, nie zrobię ci sukienki z poliestru, bo ten poliester szkodzi. Ma on wpływ na twoje zdrowie, nie będziesz się w niej czuła komfortowo. Chciałabym wykonać ci sukienkę z naturalnych czy sztucznych materiałów, ale takich, które powstają na bazie celulozy, na przykład z pulp drzewnych.
Moje klientki w ogóle nie wiedziały, jakie są różnice między materiałami. Pomyślałam, że może powinnam zrobić coś innego. Ale co mogę zrobić, jak na samym Facebooku – wtedy chyba nawet jeszcze nie prowadziłam Instagrama – miałam grupę kilku tysięcy osób, do których oczywiście trafiał przekaz, ale to wciąż było za mało. Wtedy właśnie przyszedł pomysł napisania książki, w której mogłabym opowiedzieć więcej, wyrazić swoją niezgodę na to, co dzieje się w świecie mody. Mody, którą kocham, którą bardzo lubię, którą tak naprawdę żyję od lat – moja mama jako konstruktor, tak naprawdę wprowadziła mnie w ten świat, jak byłam nastolatką.

SC: Konstruktor odzieży – tak dodam.

MS: Konstruktor odzieży. Mama tworzyła formy, a jeszcze wcześniej szyła. Kiedy byłam małą dziewczynką, to szyła wiele. Niekiedy ją prosiłam, aby uszyła coś nie tylko dla mnie, ale i dla lalek. Tworzyłam też sama jakieś kolekcje.

SC: Słuchaj, ale powiedz mi, czym właściwie jest to slow fashion? Przewinęło się tu już wiele razy. Twoja książka też jest pod tym tytułem „Slow fashion” – czym to właściwie jest? Czy to jest po prostu świadomość, że cena nie jest pierwsza i najważniejsza? Czy może oznacza, że nie jest dla wszystkich? Czy to jest jakiś radykalizm, nowa religia, co to w ogóle jest? Przybliż nam.

MS: W moim odczuciu jest to idea świadomych wyborów. Każdy człowiek chce być wolny i chce dokonywać wyborów w zgodzie ze sobą i własnymi wartościami. Jeżeli mam świadomość, co mi szkodzi, co szkodzi środowisku, co szkodzi ogólnie całej planecie, to zastanawiam się, co mogę zrobić inaczej. Mogę na przykład inaczej wybierać, jeżeli już wiem, że naturalne surowce są dobre. Takie wybory służą mnie i moim dzieciom, rodzinie, klientkom. Zatem decyduję się na dobre rzeczy. Jeżeli jestem konsumentem i kupuję produkty, to skupiam się na tym, żeby kupować je na rodzimym rynku, kupować polskie marki, a nie zagraniczne. Wspieram gospodarkę swojego kraju, co moim zdaniem jest bardzo istotne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach i fali konsumpcji, napływu „chińszczyzny”, tych wszystkich rzeczy, które naprawdę nie przechodzą atestów, a są sprawdzane dopiero po wystawieniu na półkach i później ewentualnie wycofywane są ze sklepów. To jest kuriozalne, bo jeżeli coś już dostaje się na nasz rynek, to wpierw powinno być zweryfikowane, a nie wyrywkowo post factum. W modzie nie ma takich regulacji, które o tym mówią.

Wracając do slow fashion: jeżeli wybieramy rzeczy organiczne, które lubimy nosić, znamy swój styl, a nie przebieramy się, to wiemy, że to ubranie ma nam służyć, ma wspomagać naszą osobowość, temperament. Bardziej żyjemy w zgodzie ze sobą, naturą i tym co ona dała, a nie kierujemy się tylko po to, co wytworzył człowiek na przestrzeni lat, technologii i pomysłu, że lepiej nosić na sobie ropę naftową… No nie, lepiej nosić len.

SC: Tak, zgadzam się. Powiem ci, że chyba wczoraj wyświetlił mi się post na Instagramie, że tak naprawdę najcenniejszą rzeczą w gospodarstwie domowym do dziewiętnastego wieku były ubrania.

Ubrania, które były szanowane, z tkanin, z wełny. Z takich materiałów były szyte ubrania, suknie. Jedwabie i inne piękne rzeczy – to była najcenniejsza rzecz. A dzisiaj?

Gdyby ktoś chciał policzyć wartość swojej szafy? Ubrania także są wartością naszego majątku. Problem tylko w tym, że jeżeli byśmy chciały to gdzieś spieniężyć, przeznaczyć na rzeczy drugiego obiegu, to jeżeli one faktycznie są wykonane tylko z poliestru, to jeśli zapłaciłyśmy za nie dajmy na to dwieście czy trzysta zł, to w drugim obiegu to się w ogóle nie przyjmie. Nie znajdziemy odbiorcy. Jeżeli natomiast mamy coś z prawdziwej wełny, rzeczywiście z bardzo dobrych, naturalnych włókien jak len czy bawełna, to jest szansa, że rzeczywiście wartość naszej garderoby – kiedy już zrywamy metkę – nie spada. Wydałyśmy jakąś kwotę, ale przez to, że jest dobra jakość, to wartość utrzymuje się na jakimś przyzwoitym poziomie. Być może ktoś jeszcze z tego skorzysta w przyszłości. Nasza przyjaciółka, siostra, może nawet i córka.

I oto nadchodzi moje pytanie, bo bardzo bym chciała, abyśmy też spróbowały wyznaczyć jakiś schemat, linię, pewne kroki wyznaczyć, gdzie krok po kroku jesteśmy w stanie sobie odpowiedzieć na pytanie: „Dobrze, mam w tym miesiącu sto złotych – takich ekstra, które mogłabym przeznaczyć na swoje zakupy, żeby coś nowego na jesień pojawiło się w mojej garderobie, żeby mieć taką malutką przyjemność. Mamy dzisiaj pierwszy listopada, przed nami Black Week, super okazje. Załóżmy mam na to dodatkowy budżet sto, no dobra, sto pięćdziesiąt złotych – mniej więcej. Co mogę z tym zrobić”. Chodzi mi o to, żebyśmy tutaj w naszej rozmowie też udzieliły jakiegoś rozwiązania, postarały się znaleźć jakąś mapę drogową, co możemy zrobić, żeby budżet, którym dysponujemy w danym miesiącu, żeby go tak naprawdę nie przepalić na pusto na czymś, co właśnie będzie bez wartości, jak rozmawiałyśmy przed chwilą, tylko zrobić to z rozmysłem. Jak uważasz, co mogłybyśmy w kolejności poradzić osobom, które nas słuchają?

MS: Przede wszystkim pierwsze to, co bym zrobiła, to zadałabym sobie pytanie: „Czego tak naprawdę potrzebuję” i czy w związku z tym, że są takie przeceny i promocje, to „znajdę tam to, co będzie mi służyło i co rzeczywiście będzie stanowiło element uzupełniający szafy”.
Bo jeżeli to ma być po prostu spełnienie zachcianki „a pójdę sobie i kupię, bo tanio”, to myślę, że nie warto jest wydawać pieniędzy.

Jeżeli mamy świadomość, że ta kwota oscyluje między sto a sto pięćdziesiąt złotych, to mimo wszystko nie wybrałabym się do sieciówek, a wybrałabym się do second handów.
Jeżeli nie do second handów stacjonarnych, bo powiedzmy w moim mieście nie jest ich za wiele, albo znam takie, gdzie nie za bardzo mogę coś znaleźć, to w Internecie można znaleźć małe sklepy, gdzie kobiety po prostu same tak naprawdę selekcjonują rzeczy. Robi to na przykład Monika z Obieg Store. Ona wybiera rzeczy, które kobiety potrzebują, dla kobiet, które śledzą jej profil. Wcześniej zadaje im pytanie, na przykład w wakacje, jakich rzeczy będą potrzebowały na jesieni. I wtedy można tam kupić sweter z merynosa za osiemdziesiąt złotych, za sto złotych. Można kupić wełnianą marynarkę za sto dwadzieścia, sto pięćdziesiąt złotych. Zatem mieścimy się w budżecie tych stu pięćdziesięciu złotych, ale kupujemy rzecz która na pewno jest wykonana z dobrych materiałów. Na pewno dobrze odszyta, bo nawet jeśli była użytkowana, to jest niezniszczona, bo w takim sklepie nie zostanie przyjęty inny towar, gdzie będą dziury, jakieś nitki wypadające czy rozchodzące się w szwach ubrania. I to jest to.
Jeżeli natomiast chcemy wybrać rzecz taką, która będzie spersonalizowana, tylko dla mnie, której nikt nie nosił, bo niektórzy mają z tym problem i nie chcą wybierać ubrań, które kiedyś były przez kogoś noszone, to wtedy te sto, sto pięćdziesiąt złotych proponuję odłożyć do koperty zatytułowanej: „płaszcz”, „sukienka”, „buty”. I zbierać, i odkładać pieniądze, aż rzeczywiście będziemy mogły kupić to, co uzupełni nam szafę. Będziemy się z tego cieszyć i będziemy to długo nosić.

Wydaje mi się, że to jest kwestia podejścia. Jesteśmy nauczeni w kulturze pośpiechu, że wszystko chcemy „na już”. Chcemy szybko zjeść, szybko posprzątać, szybko gdzieś dojechać. Chcemy szybko mieć ubrania. Z badań wynika, że ludzie, którzy kupują na „black weekach” oczekują, że następnego dnia te rzeczy będą u nich, bo oni już muszą je mieć. Myślę, że musimy nad tym popracować sami ze sobą. Zastanowić się: „Czy rzeczywiście ten pośpiech, wielka potrzeba posiadania jest aż tak mocna, że ja nie mogę się zastanowić, czy kupuję rzecz wartą tych pieniędzy. Zastanowić się, czy po dwóch, trzech praniach tę rzecz i tak wyrzucę. Zasilę pustynię i inne miejsca, gdzie palone są ubrania. Szacuje się, że mniej więcej na pięć kupowanych rzeczy trzy z nich bardzo szybko trafiają na wysypiska śmieci. Więc po co?

SC: To jest pytanie! Właśnie: po co? I powiem ci, że to mnie przekonuje. Bo kiedy upatrzę sobie jakąś rzecz, że brakuje mi tego na przykład szafie, nie mam kozaków, po prostu zwykłych, prostych kozaków, które będą miały taką, a nie inną wysokość obcasa, ponieważ w bardzo wysokich długo nie pochodzę, więc to musi być gdzieś uśredniona wysokość. Do niektórych moich stylizacji, kiedy jest zimno, naprawdę dobrze byłoby jednak zadbać o kozaki i o to, żeby się od razu nie przeziębić. Pamiętam, że za takimi kozakami chodziłam z trzy lata. Bardzo potrzebowałam tych kozaków, bo chodziłam w spódnicach. Lubię spódnice. Ale wolałam nie kupować takich kozaków, do których nie byłam do końca przekonana. Wolałam po prostu ich nie mieć w danym sezonie i w kolejnym sezonie próbować znaleźć te właściwe. Pamiętam, że szukałam idealnych kozaków jakoś na jesieni, zimą, potem na posezonowych wyprzedażach wiosennych i dalej nic. Dopiero w kolejnym sezonie znalazłam takie, które miały odpowiednią szerokość i długość, nie cisnęły palców, dobrze się zapinały, były idealne na szerokość do mojej łydki, nic mi nie odstawało. Były po prostu jak na mnie uszyte. Wtedy je sobie kupiłam bez wyrzutów sumienia i mam je do dzisiaj. Przechowuję je oczywiście starannie: w odpowiednim pudełku w szafie i one zawsze są gotowe do wyjścia, kiedy potrzebuję się gdzieś szybko wybrać. Kiedy myślę: „Kurczę, pada zimno, nieprzyjemnie. Ach, mam przecież kozaki, one załatwiają całą robotę!”. Sądzę, że to jest metoda, z której sama jestem zadowolona. Albo inny przykład: jak zepsuł mi się zegarek. Chciałam nowy i taki zegarek, który mi pomoże w organizacji czasu, będzie mi liczył minuty jak sobie je ustawię, i robił różne różne cuda wianki, bo jestem osobą dosyć intensywnie żyjącą. Pamiętam, że kiedy sobie wybrałam taki zegarek, który ma owe funkcje, na których mi zależy, to nie miałam na to akurat budżetu. Jakoś dodatkowo musiałam sobie na zegarek odłożyć i zaplanowałam, że to będzie mój prezent imieninowy na przyszły rok. Sobie po prostu co miesiąc odkładałam jakąś kwotę, żeby bez bólu, bez jakiegoś specjalnego wysiłku kupić właśnie taki zegarek, jaki chciałam. Żebym nie miała poczucia, że nadszarpnęłam budżet. Chodziłam bez zegarka przez ponad rok, bo stary zegarek się popsuł. Powiedziałam nawet mężowi: „Nie kupuj mi żadnego nowego. Ja już mam upatrzony”. Zrobiłam sobie po prostu prezent. Metoda ta rzeczywiście jest skuteczna.

MS: Tak uważam, że tak jest. Miałam podobnie z kurtką dżinsową. Chciałam mieć wyjątkową, niecodzienną. Nie zwykłą dżinsówkę, ale żeby coś ta kurtka miała w sobie.
Trudno mi było to dokładnie określić. We wspomnianym wcześniej @obieg.store znalazłam kurtkę dżinsową, która ma piękne hafty z kwiatów i jest unikalna. Taką sobie właśnie wymarzyłam. Po pierwsze, niewiele osób będzie miało podobną w Polsce. No może na świecie ktoś jeszcze się znajdzie? Miałam poczucie, że to jest właśnie ta. Nie wiem, czy szukałam osiem czy dziesięć lat takiej dżinsówki, ale stwierdziłam, że nie będę po prostu kupowała byle czego. Chodzi o to, by dana rzecz sprawiała mi radość. Bo dla mnie ubrania to też historie. Są z czymś związane, z jakimiś miejscami, emocjami, z tym, jak my podchodzimy do życia, do wielu spraw.

Chciałam powiedzieć jeszcze jedną rzecz, jak mówisz o tych wybranych właśnie butach czy zegarku, żeby nie wzbudzać w sobie poczucia winy, że jeżeli coś sobie u patrzymy, coś będzie nam się podobało i że to będzie z jakieś sieciówki. To nie znaczy, że my nigdy już nie możemy tam pójść. Zróbmy tylko to z głową. Wybierzmy rzeczywiście rzecz, która w naszym mniemaniu będzie miała tę jakość, będzie nam się podobała, bo fason będzie nam pasował, a możemy nie mieć możliwości kupienia rzeczy gdzieś w małej marce. Bo nie znamy małej marki, bo czasami też tak jest, że nie wiemy, iż dane marki projektują i produkują ubrania na przykład na zamówienie. Zatem jeżeli upatrzymy sobie jakąś taką rzecz, to możemy ją kupić. I tak mamy poczucie, że robimy to świadomie, że wiemy, iż tę rzecz będziemy nosić. Nie kupujemy natomiast pod wpływem chwili, kiedy za kolejne kilka chwil nasza „nowa” rzecz już nie będzie się nadawała do tego, żeby ją wykorzystywać inaczej niż jako szmatę do podłogi

SC: Moniko, powiedz mi proszę, jak świadomość dodaje Ci mocy sprawczej? Jak Ty z tego korzystasz? Jak przekładasz swoją świadomość na własną sprawczość?

MS: Myślę, że daje mi poczucie własnej wartości i większej pewności siebie. Jestem też po prostu spokojniejsza. Nie gonię za tymi wszystkimi rzeczami, bo wiem, czego tak naprawdę potrzebuję, co daje mi szczęście, radość, spełnienie. Dla mnie właśnie poszukiwanie jakiejś rzeczy, czy też uszycie sobie jakieś rzeczy… O! Na przykład nadal nie mam długiego wełnianego płaszcza! Już kilka lat o nim myślę, że w tym roku to już na pewno sobie go uszyję. Nie udało się w tym roku, ale już na pewno zrobię to w następnym. Teraz jednak nie mogę znaleźć takiej wełny, takiej faktury, która mi odpowiada. I znowu czekam. Myślę sobie: „No i co z tego, że czekam? Wiem, jaką sprawi mi radość, jak już wreszcie to dostanę. Będę bardziej doceniała właśnie tę rzecz”.

Wiesz, wracając do fragmentu naszej rozmowy o tym, jak kiedyś były traktowane ubrania, były to rzeczy, które się szanowało. W tej chwili to jest, jak miał mój jeden kolega z dwadzieścia lat temu, on codziennie wyrzucał skarpetki do kosza na śmieci, nie do prania. Raz założył, zdjął i wyrzucał. 

SC: Oj, pamiętam u mnie w domu były osobne kategorie rzeczy, to jest na niedzielę, do wyjścia na imieniny czy na święta. Były też rzeczy do codziennego ubioru. I jeszcze trzecia kategoria: ubrania, w których mogłam chodzić po domu. Byłam tego nauczona przez moich rodziców. Mój tata jeszcze był rocznikiem przedwojennym, więc to podejście było bardzo naznaczone jego doświadczeniem. On mnie nauczył szacunku do swoich rzeczy, obowiązku wypastowanych właściwie butów, tego jak składać spodnie, jak prasować koszule. Mój tata tak robił i pamiętam, że to było naturalne. Mawiał: „Przychodzisz, przebierasz się”.

Jest jeszcze drugi aspekt. Jeżeli nie chodzimy w ubraniach po domu, w których chodzimy na zewnątrz, jeździmy komunikacją miejską, no to też nie chodzimy w tych wszystkich cząsteczkach mikroorganicznych, które się mogą do nas przyczepić. Nie przenosimy ich na własną kanapę z metra. Więc chociażby wyobrażenie sobie tych aspektów, myślę, że bardzo przemawia za tym, aby spodnie, w których chodzimy na zewnątrz do biura, na uczelnię, żeby jednak je zdejmować i się przebierać. By nie siadać w tych samych spodniach, w których się było gdzieś właśnie na zewnątrz, we własnym domu, gdzie chcemy przyłożyć twarz do poduszki. Z drugiej strony, tego też uczę swoje dzieci, żeby miały przeznaczenie dla swoich ubrań. Czyli są spodnie, w których chodzą po domu i jeżeli się bawią farbą i coś się rozleje, to nie ma uczucia żalu, nie ma tego bólu. Bo drugie te dobre spodnie są nowe. A kiedy dzieci chodzą w tych starych po domu, to jest większa swoboda po prostu w byciu sobą. Można powiedzieć więc też, że podnosi się nam komfort przebywania w domu w tych ubraniach, które są przeznaczone do chodzenia po domu. To też jest dobra rzecz.

Pamiętajmy jednak, że zawsze warto szukać złotego środka. Bo nie chodzi o to, że w domu mamy chodzić w rozciągniętym, w dziurawym i poplamionym, absolutnie nie! Z kolei to też jest taka mądrość przekazana przez moją babcię i moją mamę. Zostałam nauczona: „wyglądaj w domu tak, żebyś była w stanie otworzyć drzwi, jak ktoś nagle przyjdzie”. Czyli trzeba być na takim poziomie zadbania o siebie, żeby nie było dramatu, jeżeli ktoś nagle stanie u drzwi. Fakt kiedyś to był listonosz, który przynosił nagle pocztę czy emeryturę babci, czy po prostu przychodziły koleżanki, bo nie miałyśmy telefonów komórkowych, tylko zwykły aparat telefoniczny z tarczą, kręcony. Zawsze zatem ktoś mógł przyjść niespodziewanie do domu. Nie zapowiadało się wizyt, nie umawiało się smsami, nie planowało się kalendarzu na dwa miesiące w przód. Tak, to były zupełnie rzeczywiście inne czasy. Żyło się spokojniej i wolniej. Pod innymi względami może mieliśmy mniej, ale to ta dbałość o to, w czym jesteśmy w domu miała znaczenie. Mówiąc o tym wszystkim, tu nie chodzi o to, żeby zupełnie o siebie nie dbać. Absolutnie! Tylko jednak dobrze jest mieć ten cel, przeznaczenie dla ubrania. I też powiem ci, że przy którymś dziecku – nie pamiętam przy którym – nabyłam świadomości, że malucha przeprowadzanego ze żłobka warto przebrać, ponieważ on jest cały w „zarazkach” innych dzieci, które przychodzą i smarkają. W tym, co się unosi w żłobku, przedszkolu moje dziecko wraca mi do domu. Więc kiedy zaczęłam stosować rozbieranie dziecka od razu po przyjściu ze żłobka, z przedszkola z tego, w czym było poza domem i przebieranie w czyste ubrania, które są domowymi, a tamto wrzucam jako brudne, „skażone” od razu do prania, to zauważyłam, że moje dzieci zaczęły mniej chorować. Uważam, że jednak to nie jest zły pomysł dzielić ubrania, rozróżniać przeznaczenie i zadbać tę właściwą cyrkulację rzeczy w domu i poza nim.

MS: Jeśli mówimy o tej dbałości, o zdrowiu, to też ważną rzeczą jest, aby kupione ubrania najpierw uprać, a dopiero potem je nosić. Na warsztatach, które prowadzę, spotkałam się z tym, że ludzie po prostu nie wiedzą i nie zastanawiają się nad tym. Wydaje im się, że skoro jest to rzecz nowa, odprasowana, wisiała w sklepie czy leżała na półce, to mogą ją od razu nosić. No, nie. Nie mamy pojęcia, ile rąk ją dotykało.

Przykładowy T-shirt. W jaki sposób przebiegała jego produkcja? Tak naprawdę, ile jest w tkaninie barwników? Przecież substancji chemicznych, które się wykorzystuje do produkcji odzieży, akcesoriów, wszelkiego rodzaju tekstylnych jest spokojnie kilka tysięcy. W ogóle to są niewyobrażalne ilości! Chodzi zatem o to, żebyśmy zadbali o siebie. Poza tym w rodzinie miałam taki przypadek, że dziecko ciągle miało dziwną wysypkę na klatce piersiowej. Nie wiadomo było od czego. Były robione jakieś badania i w końcu w wyszło na to, że koszulki z danej marki, które mama kupowała dla dziecka, miały w sobie tyle barwników w nadrukach, że toksyczne składniki z nadruków przedostawały się do skóry, pomimo że koszulki były prane. Uczulam, że to też jest bardzo ważny aspekt. Pamiętajmy, że przez skórę rzeczywiście przedostaje się wiele toksycznych substancji. Wiele chemicznych składników pochodzących z ubrań może szkodzić nam, naszym dzieciom. Zatem super, że doszłaś do tego… Wiesz, to taka ciekawa rzecz…. Jak to jest z naszą świadomością?
Intuicyjnie jesteśmy w stanie wybrać to, co dobre. Warto słuchać siebie. To też daje poczucie sprawstwa, o które mnie wcześniej pytałaś.

SC: Moniko, prawda o szybkiej modzie, którą dzisiaj tutaj nam delikatnie odsłoniłaś (bo w ogóle nie dosięgnęłyśmy tematów takich jak greenwashing i palenie niesprzedanych ubrań i je zostawmy na inną okazję), ale ta prawda o szybkiej modzie skłoniła Ciebie do tego, żeby pójść za swoją intuicją i dalej zaczęłaś działać. Działać w perspektywie długofalowej i konsekwentnie. Tutaj chciałabym Cię zapytać, że właściwie, jak się tak na Ciebie spojrzy, jako przykład osoby, która ma w sobie pewną niezgodę na rzeczy, jakie się dzieją w świecie, jako mieszkanka Polski, pochodząca z Łodzi, której strefa wpływu jest jednak bardzo niewielka, więc zanim zaczniesz w ogóle coś robić, to już mogłabyś przestać robić. No bo mogłabyś dojść do wniosku, że to nie ma sensu. Na szczęście tak nie pomyślałaś, tylko za tą Twoją intencją poszło działanie i tak naprawdę pewien system. Tutaj też jest to jednak rozwiązanie strategiczne, że miałaś swoją markę, masz ją nadal i dalej ją rozwijasz.
Do tego powstała książka, w której zaczęłaś dzielić się tak naprawdę tym, co się wydarzało między Tobą i klientkami w garderobie, kiedy im projektowałaś ubrania. To te rozmowy nakierowały Cię na to, że właściwie nie ma w powszechnej świadomości tego, co Ty masz. To była ta furtka, która Ci się otworzyła nagle w głowie, że „coś z tym zrobię”. Napisałaś „Slow fashion”. Mówisz o warsztatach, czyli rozumiem, że też w praktyce spotykasz się z ludźmi, pokazujesz materiały i w końcu jesteś też przewodniczącą Rady Fundacji Moc Kobiet. Zatem też działasz społecznie, działasz z kobietami i dla kobiet. Twój system tak naprawdę – gdyby go skrócić do krótkiego równania – okazuje się, że świadomość równa się moc w Twoim przypadku. Tak to widzę i chciałabym Cię zapytać na koniec jeszcze o jedną rzecz. Powiedz mi: gdzie jest siła slow fashion tak naprawdę? Bo Ty bardzo wokół tego tematu krążysz i od niego właściwie, mam wrażenie, zawsze zaczynasz. Co Ciebie motywuje do tego, żeby robić to dalej? Bo to się może znudzić ogólnie. No ileż można w kółko o tym samym?

MS: Ciekawe. Praktycznie codziennie robimy te same rzeczy. Wstajemy, myjemy zęby i pijemy kawę. Kręcimy się wokół pewnych schematów i nawyków, więc chyba to jest coś takiego, że jeżeli zgłębiałam ten temat, slow fashion, i zrozumiałam, że tak naprawdę to nie jest kwestia tylko mody – bo właśnie mamy i slow food, i slow life, bo chodzi o świadome wybieranie produktów, żeby dobrze się odżywiać, żeby spędzać czas z rodziną, budować relacje, spotykać się z przyjaciółmi, na przykład przy posiłku, czy gdzieś wychodzić, wybierać rzeczy, które sprawiają przyjemność, ale są takimi, które w mojej świadomości nie będą szkodzić.

To jest kwestia jednostki. Często możemy zaniechać pewnych działań, bo mamy poczucie, że jestem tylko jedna, więc co ja mogę? No ale, mając swoją książkę wiem, że jeżeli dana osoba ją przeczyta i w związku z lekturą zmieni jakiś jeden nawyk w swojej codzienności, to jest jej moc. Jest moc książki z jednej strony, która coś uświadomiła, a potem ta osoba podejmuje decyzję i coś robi, coś zmienia, bo ma przeświadczenie, że jeżeli wybierze konkretną rzecz, to przysłuży się środowisku, społeczeństwu. Może właśnie nie zaszkodzi swoim dzieciom, swojemu mężowi, sobie. Jest to kwestia przełożenia i położenia akcentu, na czym mi zależy.
Co tak naprawdę chcę czynić w swoim życiu? U mnie tym wyznacznikiem jest czynienie dobra. I starać się działać wokół tego.

SC: Działać to też umieć odpoczywać. Tak czy nie? Bo wydaje mi się, że regeneracja jest bardzo ważna. Chciałabym cię zapytać, jak odpoczywa Monika Szymor?

MS: W bardzo różny sposób. Przede wszystkim dla mnie odpoczynkiem jest cisza. Kiedy mogę wszystko wyłączyć, mogę po prostu posłuchać siebie. Wtedy krążą mi w głowie różne myśli. Mogę się uspokoić, wyciszyć pewne myśli, emocje. To jest takie poczucie, że właśnie dzisiaj mogę usiąść i spędzić czas z książką, bo kocham książki. Uwielbiam czytać i to jest też odpoczynkiem. To nie ucieczka od codzienności, tylko chęć poznania innych światów, bo wiadomo, że każdy autor, który pisze jakąś historię, to jest ona z czymś związana, a dzięki temu ja dowiaduję się więcej o sobie. Zadaję sobie pytania po danej lekturze, co w danym momencie bym zrobiła, czy to jest dla mnie nieakceptowalne, czy jestem w stanie coś tolerować, czy oceniam to w jakiś sposób? Zadaję pytania, jak ktoś mógł coś w ogóle zrobić? A potem dochodzę do wniosku, że nie znam sytuacji, nie znam człowieka, czyli nie znam też tego obok, którego spotykam na ulicy i nie wiem, co się u niego dzieje. Uczę się podejścia z większym zrozumieniem, większą empatią. 
Odpoczywam kiedy gotuję, nie przepadam za pieczeniem ciast. Na szczęście mój syn się tym zajmuje. Bardzo lubię gotować i to też daje mi poczucie sprawstwa, że przygotowuję posiłki, które służą zdrowiu, służą organizmowi i mam nadzieję, że też smakują.

SC: Przyszła miłość twojego syna będzie wdzięczna, że nauczyłaś go gotować i piec. Słuchaj, Moniko, ja Ci bardzo dziękuję za tę rozmowę, ale chciałbym Cię prosić o jedną ostatnią sprawę dla każdego, kto nas słucha. Jeżeli teraz słucha ktoś naszej rozmowy i czuje, że chce wiedzieć więcej, gdzie ta osoba może zacząć? Czyli jak sobie poradzić w sytuacji, kiedy ktoś już nie chce dawać się nabijać w butelkę, chce świadomie decydować, jeśli coś kupuje z sieciówki to świadomie, jeżeli potrzebuje nowego elementu w garderobie, to świadomie – Moniko, jak nam pomożesz? Gdzie zacząć?

MS: Bardzo bym zachęciła do przeczytania książki „Slow fashion”. Ponieważ to jest kompendium wiedzy. Systematyzuje pewne rzeczy, które już się wie, może też przypomni jakieś rzeczy, ale z tej książki dana osoba dowie się takich rzeczy, o których właśnie nie mówią sieciówki, bo żadna sieciówka się nie pochwali się: „Hej, słuchajcie, czy wiecie, że dzięki noszeniu naszym ubrań z poliestrów macie szansę na takie choroby, jak: otyłość, cukrzyca, zaburzenia hormonalne, nowotwory i inne?”. No, nie. Za to pochwalą się swoimi greenwashingowymi akcjami. Będą prezentować swoje „eko” minikolekcje, a tak naprawdę reszta ich produkcji cały czas jest w systemie szybkiej mody. W systemie dodatkowo szkodliwym dla zdrowia. Także poleciłabym tę książkę, ponieważ są w niej cenne wskazówki, jak budować szafę slow, od czego zacząć, co można zmienić i co wykorzystać. Bo tak naprawdę, to o czym Ty mówiłaś na początku, my już w swoich szafach mamy naprawdę dosyć duży majątek i możemy te rzeczy odrestaurować. Może sobie w jakiś sposób przerobić i cieszyć się nimi na nowo.

SC: Powiedz, bo książka jest książką, ale w tej Twojej jest też dużo narzędzi. Czy jakoś prowadzisz nas przez narzędzia, jak sobie mamy po prostu pomóc? Gdzie możemy zajść, której witrynie możemy zaufać? Czy tam też takie informacje znajdziemy?

MS: Są wskazówki,  bardzo ważne moim zdaniem, na temat materiałów, certyfikatów, tego, jak rozpoznawać składy, czyli nauczyć się czytać i wiedzieć, co mamy w rękach, a także wskazuję taką malutką listę marek, które są godne polecenia, z których sama niekiedy korzystam.

SC: To był pierwszy odcinek „Anatomii Mocy”. Była z nami Monika Szymor, projektantka mody z Łodzi, właścicielka marki SheMore. Dziękuję Ci za to, że ruszasz ze mną. Pamiętajcie: świadomość to pierwszy krok do mocy.

Za tydzień opowiem o projekcie F.O.R.C.E., który realizuję w żeńskim Areszcie Śledczym w Bydgoszczy.

Wystartowaliśmy pierwszego listopada dwa tysiące dwudziestego piątego roku. Od dziś co tydzień w każdą sobotę o pierwszej jedenaście odkrywa się kolejny odcinek, godząc potrzeby nocnych marków i porannych skowronków. Ty możesz wystartować w dowolnym momencie – nie ma znaczenia, kiedy zaczniesz, bo ważne, że zaczniesz!

Każdy odcinek Anatomii Mocy ma opracowaną transkrypcję. Możesz ją odnaleźć na stronie Fundacji Moc Kobiet www.mockobiet.eu i ten tekst jest zapisem pierwszego odcinka. Koniecznie odnajdź Fundację Moc Kobiet na Patronite i dołącz do wirtualnego wolontariatu.

Życie to ruch – ruszamy razem!

Do usłyszenia w następnym odcinku.

Mówiła Sylwia Chrabałowska

🎙️ „Anatomię mocy” prowadzi Sylwia Chrabałowska
📍 Transkrypcje: www.mockobiet.eu
💜 Wspieraj Fundację Moc Kobiet na Patronite www.patronite.pl/mockobiet
🔔 Subskrybuj kanał „Anatomia Mocy” na swojej podcastowej platformie lub na You Tube, by nie przegapić kolejnych odcinków!
– – – 
  • 8.11.2025: #2 Rzecz o sprawczości i przyszłości – program F.O.R.C.E. w żeńskim areszcie śledczym w Bydgoszczy 
  • 15.11.2025: #3 Czy na etacie można robić wartościowe rzeczy, które mają dla nas sens?
Strefa bohatera

Monika Szymor

Monika Szymor to łodzianka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi i Uniwersytetu Łódzkiego. Jest projektantką mody i założycielką marki odzieżowej SheMore, która oferuje niepowtarzalną linię ubrań łączących elegancję z wygodnym fasonem. Od lat promuje ideę slow fashion poprzez szkolenia, warsztaty oraz prelekcje. Specjalizuje się w tworzeniu kolekcji z ekologicznych materiałów i personalizowanych modeli odzieży dla kobiet, które łączą modę z dbałością o zdrowie i środowisko.

Jest autorką książki „Slow fashion” i edukatorką świadomej mody. Pomaga firmom, instytucjom edukacyjnym i branży medycznej wdrażać zasady zrównoważonej mody. Pełni funkcję przewodniczącej Rady Fundacji Moc Kobiet. Publikuje na temat zrównoważonego rozwoju oraz odpowiedzialnych wyborów konsumenckich, wspierając kobiety w kształtowaniu własnego wizerunku i stylu.

Prywatnie jest mamą, miłośniczką włoskiej kuchni, uważnego kupowania i świadomego życia. Od dziecka zakochana w książkach.

O KSIĄŻCE SLOW FASHION

„Slow fashion” to rzetelny poradnik ekspercki, który omawia problemy branżowe i buduje świadomość konsumencką. Książka dla wszystkich bez względu na preferowany styl czy wyznawaną filozofię. Wspólnym mianownikiem są troska o środowisko naturalne i zainteresowanie zrównoważoną modą.

Publikacja podzielona została na rozdziały, z których czytelnik pozna modową historię z Polski i ze świata, dowie się o fenomenie białego t-shirtu, pozna historię łódzkich włókniarek, sięgnie do modowej kultury i tradycji, ale też zderzy się z brutalnymi i dramatycznymi historiami związanymi z wykorzystywaniem ludzi, w tym dzieci, do niewolniczej pracy. Autorka przeprowadza czytelnika przez cykl produkcji, przedstawia łańcuch dostaw, rozkłada na czynniki pierwsze rodzaje popularnych materiałów, jak choćby dżins czy len.

W książce znajdziemy całe mnóstwo porad praktycznych, od typów materiałów, przez informacje jak czytać metki, dbać o garderobę, uporządkować szafę, znaleźć swój styl, a nawet jak segregować pranie. Monika Szymor w przejrzysty sposób przedstawia zagadnienie jakości oraz politykę nieczystych zagrywek, jakie stosują firmy. Przeprowadzona analiza skutków szybkiej mody obrazuje, w jaki sposób możemy mieć realny wpływ na środowisko oraz przyszłość kolejnych pokoleń.

Książka Moniki została napisana rzeczowo i profesjonalnie, ale też ciepło i bez wpędzania odbiorcy w poczucie winy. Autorka bazuje na osobistym doświadczeniu. Stanowi cenne źródło wiedzy dla konsumentów, projektantów, studentów kierunków artystycznych oraz dla osób, które swoje życie zawodowe chcą związać z modą.

Wydawnictwo: Moc Media https://mocmedia.eu/publikacje/slow-fashion
Format: Miękka oprawa ze skrzydełkami
Liczba stron: 174
Rok wydania: 2021 (II wydanie 2024)

 

UZUPEŁNIENIE: SCENARIUSZE GODZIN WYCHOWAWCZYCH

Do książki „Slow fashion” powstało uzupełnienie dla nauczycieli – publikacja „Scenariusze godzin wychowawczych. Slow fashion. Świadoma moda” autorstwa Sylwii Chrabałowskiej.

To kompleksowy zbiór 10 gotowych scenariuszy lekcji wychowawczych poświęconych tematyce świadomej mody, stworzony z myślą o nauczycielach pracujących z uczniami starszych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich. Materiały dydaktyczne pomagają edukatorom kształtować odpowiedzialne postawy konsumenckie wśród młodzieży.

Każdy scenariusz został zaplanowany na 45 minut i zawiera:

  • szczegółowe cele lekcji, metody pracy i wykaz potrzebnych materiałów
  • dokładny przebieg zajęć z propozycjami pracy domowej
  • praktyczne wskazówki dla nauczyciela

Publikacja opiera się na aktualnych badaniach naukowych, które podkreślają znaczenie świadomej mody w kontekście zrównoważonego rozwoju, etyki oraz trwałości produktów. Scenariusze tworzą spójną całość, ale można je również wykorzystać jako pojedyncze jednostki lekcyjne. Materiały są elastyczne – nauczyciel może modyfikować czas przeznaczony na poszczególne aktywności, dobierać własne przykłady czy zmieniać kolejność tematów.

„Scenariusze godzin wychowawczych. Slow fashion. Świadoma moda” to doskonałe narzędzie do realizacji celów programu wychowawczego szkoły i edukacji zdrowotnej uczniów, a także kształtowania postaw odpowiedzialności społecznej i ekologicznej wśród młodzieży.

Wydawnictwo: Moc Media
Rok wydania: 2025

Tu wejdź w swój wirtualny wolontariat
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Newest
Oldest Most Voted
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
trackback

[…] poprzednim odcinku rozmawiałam natomiast z Moniką Szymor o slow fashion i o tym, czego sieciówki ci nie powiedzą. Jeśli ten odcinek jest jeszcze przed Tobą – polecam do odsłuchu. […]

1
0
Uwielbiam twoje myśli, skomentuj.x